Przy okazji Walentynek nawiedziło mnie wspomnienie z czasów, kiedy na
randki w ciemno umawiało się za pośrednictwem IRC-a (starożytny internetowy
kanał komunikacyjny).
Otóż, spotkałam się przy takiej okazji na Rynku w Bytomiu z gościem, który zaprosił mnie na randkę tramwajem do Reala. Był to wówczas pierwszy hipermarket w okolicy, który
szybko stał się modnym miejscem spotkań młodzieży i nie tylko.
To, że koleś
wziął mnie na randkę tramwajem do marketu, to jeszcze nic. Najbardziej
interesujący okazał się cel wyprawy, bo jak uczciwie wyjaśnił mi zaraz na początku spotkania, miał nim być… zakup dywanu. W tamtym
okresie czytałam dużo horrorów i dywan kojarzył mi się głównie z wynoszeniem
zawiniętych w niego zwłok, ale zaintrygowała mnie ta misja, więc się zgodziłam.
Na szczęście już w tramwaju okazało się, że mój nowy znajomy raczej nie ma
złych intencji, a po prostu fascynuje się dywanami i szuka bratniej duszy,
którą mógłby zarazić swoją pasją. Zanim jeszcze zaszliśmy na przystanek zaczął
gadać o kilimkach, dywanikach i innych kobiercach, a z tego słowotoku dało się
wyłowić kilka ciekawostek, które przytaczam poniżej:
Podczas gdy jeszcze do niedawna dywany w naszym kręgu cywilizacyjnym były
towarem luksusowym dostępnym dla wybrańców, w swojej ojczyźnie — czyli na
Wschodzie — pełniły funkcję jedynych mebli w domu. Zastępowały krzesła, łóżka i
stoły. Siedziało się na nich, spało i jadło. Stąd, przy wejściu do wschodniego
domu, zdejmowało się i nadal zdejmuje buty — żeby nie wleźć gospodarzowi w „pościel”
albo „obrus”. W naszym świecie chodzimy po domu w papciach (Polska) lub nawet w
butach (Anglia), bo do siedzenia i podawania obiadu służą inne meble.
— Czy ma zatem sens kładzenie dywanu na podłodze w salonie, a na
nim stołu z krzesłami?! — potrząsał moimi ramionami towarzysz, domagając się
odpowiedzi.
Choć randka zakończyła się sukcesem (kupiliśmy dywan), nie spotkaliśmy się
więcej. Najwyraźniej jednak wykładzinowy bakcyl gdzieś krążył zaszczepiony w mojej
głowie, bo kilka lat później wzięłam się za studiowanie orientalistyki.
Morał z tej opowieści taki, że czasem warto dać komuś szansę, choć na
pierwszy rzut oka lub ucha jest dziwolągiem do kwadratu. Nawet jeśli nie
rozwinie się z tego miłość i nie wylądujemy razem na ślubnym kobiercu, będziemy
o te kilka dywanów mądrzejsi… :)
Foteczka studyjna: Katarzyna "Szaku" Juchniewicz (the-after-image).
Foteczka studyjna: Katarzyna "Szaku" Juchniewicz (the-after-image).
Komentarze
Prześlij komentarz